Przejdź do głównej zawartości

Jather - one-shot

Spoilerowy-moment wyjściowy.

Wyprostowałem się, rozluźniłem mięśnie, dostrzegając siedzącą na kamiennej ławeczce blondynkę. Podszedłem do niej, podając jej napój.
– Jak się  bawisz? – spytałem, siadając obok.
– Głośno – podsumowała wybiórczo, poprawiając lewą dłonią włosy. Upiła łyk piwa, które zaraz wróciło do mnie. – Gorzkie – jęknęła, marszcząc brwi. Wysiliłem się jedynie na rozbawione prychnięcie zamiast odpowiedzi. Siedzieliśmy tak w upojnej ciszy przez kilka minut, myśląc nad, bogowie wiedzą, czym.
– Jak tam Sky? – spytałem, chcąc przerwać milczącą barierę, którą ledwie zagłuszały dźwięki imprezy.
– Jak zwykle – odparła, wzruszając ramionami i podbierając ode mnie butelkę. Upiła łyka zanim wymamrotała dalszą część pod nosem. – Siedzi u siebie, wracać nie chce, twierdzi, że całą resztę pojebało. Norma.
– Idziesz też na alchemię? Czy jednak magomedycyna?
– Nie wiem – wymamrotała, upijając łyk, zanim ponownie wymieniliśmy się butelką. – Trzeba pomyśleć niby, ale w sumie. – Wzruszyła w końcu tylko ramionami. – A jak ty? Historologia? – Kiwnąłem z potwierdzeniem głową. – A gdzie Dexter? – spytała z rozbawieniem, doskonale znając odpowiedź.
– A jak myślisz? – parsknąłem, przypominając sobie ich zachowanie na trawie, gdy odchodziłem. Jak na mistrzów gry i tak dalej, zaskakująco mało dbali o prywatności.
– Dobra, pora się zbierać. – Wyciągnąłem w jej stronę dłoń, pomagając dziewczynie wstać. Nieopatrznie zahaczyliśmy jedno o drugie, stykając się wargami. Dalej poleciało szybciej, przy szumiącym w naszych głowach alkoholu. Ręka na biodrze, druga na ramieniu, za gorąco, za szybko, zbyt melanchlolicznie, ze świadomością, że jutro oboje się wyprzemy i będziemy udawać, że nikt niczego nie pamięta. Odsunęliśmy się w końcu od siebie.
– To nie ma żadnego znaczenia, prawda? – spytałem z lekko wyczuwalną irytacją w głosie.
Następna godzina upłynęła nam na ogarnianiu ludzi, odsyłaniu bądź odprowadzaniu tych mniej trzeźwych do pokoju. A potem wszystko zdołaliśmy, o dziwo, uprzątnąć, choć drobna pomoc magii miała w tym niebagatelne znaczenie. Ostatecznie rozłożyliśmy się w altance, pochłaniając na współkę ostatnią butelkę alkoholu.
To może nie było idealne, ogarniające czy logiczne, ale to nadal nie miało żadnego znaczenia. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rośliny

1) Sasanka Żółtoplamista Roślinka stworzona poprzez długi proces modyfikacji genetycznej najzwyczajniejszej, fioletowej sasanki. Pokryta drobnymi włoskami tak jak oryginał, łodyga długa i mocna, odporna na groźniejsze warunki atmosferyczne. Listki długie, wąskie i lekko zakręcone, rosną w górę, łapiąc odpowiednią ilość promieni słonecznych. Fioletowe płatki rośliny są delikatne, przepuszczają światło, pokryte ogromną ilością żółtych plamek. Kwiat jest stosunkowo niski, osiąga maksymalnie 15 centymetrów wraz z korzeniami, które, w przeciwieństwie do łodygi, są podatne na wszelkie łamanie, urywanie i ich niszczenie, dlatego wyjmując roślinę z ziemi powinno się szczególnie uważać. Sasanka żółtoplamista ma substancje o właściwościach łagodzących oraz przyspieszających gojenie, a największą ich zawartość wykryto w korzeniach. 2)  Somia Średniej wielkości krzaczek o czerwono-fioletowych owalnych liściach z pomarańczowymi, kwiatkami w okresie wiosennym oraz letnim. Kwiaty maj...

Heather i sprawy rodzinne

Spogląda za mnie z lekkim przymrużeniem oka i doskonale wiem, że stara się ocenić, czy jestem warta tej jednej chwili pogardy. — Wiesz, że to tak nie zadziała, prawda? — mówię łagodnie, uśmiechając się ciepło, choć jestem zziębnięta, przemoczona do suchej nitki, a obite żebra nadal bolą. Mam nawet ochotę spróbować przemówić jej do rozumu, ale potrafię tylko otworzyć usta i zamknąć je z w nagłym przypomnieniu, że i tak nie posłucha, nigdy nie słucha. — Wracaj do pokoju  — odpowiada z rozbawieniem, już dobrze wiem, że ponownie nie potraktuje mnie poważnie. W sumie, to nawet już nie boli, ale powoli zaczynają pojawiać się pierwsze motyle, a ja naprawdę nie mam ochoty na ból głowy. — Chciałabym odejść  — zaczynam nieco pewniej, próbując nadać mojemu głosowi choć odrobinę stanowczości. Chcę zarzucić jakimś w miarę sensownym argumentem, ale ona tylko prycha pod nosem. Przełykam głośno ślinę. — I odchodzę. — Śmieje się na głos, jestem za mała, żeby zrozumieć, co to wtedy oznaczał...