Spogląda za mnie z lekkim przymrużeniem oka i doskonale wiem, że stara się ocenić, czy jestem warta tej jednej chwili pogardy.
— Wiesz, że to tak nie zadziała, prawda? — mówię łagodnie, uśmiechając się ciepło, choć jestem zziębnięta, przemoczona do suchej nitki, a obite żebra nadal bolą. Mam nawet ochotę spróbować przemówić jej do rozumu, ale potrafię tylko otworzyć usta i zamknąć je z w nagłym przypomnieniu, że i tak nie posłucha, nigdy nie słucha.
— Wracaj do pokoju — odpowiada z rozbawieniem, już dobrze wiem, że ponownie nie potraktuje mnie poważnie. W sumie, to nawet już nie boli, ale powoli zaczynają pojawiać się pierwsze motyle, a ja naprawdę nie mam ochoty na ból głowy.
— Chciałabym odejść — zaczynam nieco pewniej, próbując nadać mojemu głosowi choć odrobinę stanowczości. Chcę zarzucić jakimś w miarę sensownym argumentem, ale ona tylko prycha pod nosem. Przełykam głośno ślinę. — I odchodzę. — Śmieje się na głos, jestem za mała, żeby zrozumieć, co to wtedy oznaczało.
— Heather, skończyłaś? — pyta, a ja kiwam głową. Wyjątkowo jest przy nas jedna ze starszych nestorek, która rzuca jej zdziwione spojrzenie, którego matka nawet nie zauważa, jak zwykle zresztą, znowu siedzi przed linią konsekwencji. W międzyczasie przegląda papiery, rozwiązuje jakieś dziwne krzyżówki, zapisuje notatki, nawet nie chcę wiedzieć. — Heather? — powtarza, tym razem nieco ostrzej, aż Pamela (żółte, jej są żółte) podskakuje w miejscu, gdy szyby w oknach zaczynają drżeć.
— Tak. — Uśmiechem się, Pamela mruży oczy, motyli jest coraz więcej, ale wciąż nie dają mi się dotknąć. Podchodzę do linii, potykając się o przydługą szatę, dłonią naruszam wizualizację, niszcząc wszystko. Matka spogląda na mnie z irytacją. Przepraszam po raz kolejny tego wieczoru, nawet jeżeli wciąż w uszach szumią mi początkowe obietnice.
Pierwszy rok był najgorszy, żebra cały czas bolały, a motyle zdawały się latać wszędzie, przez co nie mogłam się skupić na wykonywaniu podstawowych wartości. Na początku powiedziała, że nic nie szkodzi, że się nauczę, ale doskonale wiem, że z każdą kolejną porażką spogląda na mnie z coraz większym obrzydzeniem.
Pamela jest stara i nawet teraz przeszkadza mi w wykonywaniu schludnych notatek. Nie lubię jej, jest cicha, sprytna i zawsze patrzy na mnie dziwnie, nawet dziwniej niż matka, choć powód poznałam dopiero kilka dni temu.
— Na pewno jesteście spokrewnione, Saro? — pyta, gdy matka ucieka do swoich papierów w drugim pokoju. Nie odpowiadam. Może dlatego, że mi nie wolno, a może dlatego, że sama nie znam odpowiedzi.
— Wiesz, że to tak nie zadziała, prawda? — mówię łagodnie, uśmiechając się ciepło, choć jestem zziębnięta, przemoczona do suchej nitki, a obite żebra nadal bolą. Mam nawet ochotę spróbować przemówić jej do rozumu, ale potrafię tylko otworzyć usta i zamknąć je z w nagłym przypomnieniu, że i tak nie posłucha, nigdy nie słucha.
— Wracaj do pokoju — odpowiada z rozbawieniem, już dobrze wiem, że ponownie nie potraktuje mnie poważnie. W sumie, to nawet już nie boli, ale powoli zaczynają pojawiać się pierwsze motyle, a ja naprawdę nie mam ochoty na ból głowy.
— Chciałabym odejść — zaczynam nieco pewniej, próbując nadać mojemu głosowi choć odrobinę stanowczości. Chcę zarzucić jakimś w miarę sensownym argumentem, ale ona tylko prycha pod nosem. Przełykam głośno ślinę. — I odchodzę. — Śmieje się na głos, jestem za mała, żeby zrozumieć, co to wtedy oznaczało.
x X x
— Tak. — Uśmiechem się, Pamela mruży oczy, motyli jest coraz więcej, ale wciąż nie dają mi się dotknąć. Podchodzę do linii, potykając się o przydługą szatę, dłonią naruszam wizualizację, niszcząc wszystko. Matka spogląda na mnie z irytacją. Przepraszam po raz kolejny tego wieczoru, nawet jeżeli wciąż w uszach szumią mi początkowe obietnice.
x X x
Pamela jest stara i nawet teraz przeszkadza mi w wykonywaniu schludnych notatek. Nie lubię jej, jest cicha, sprytna i zawsze patrzy na mnie dziwnie, nawet dziwniej niż matka, choć powód poznałam dopiero kilka dni temu.
— Na pewno jesteście spokrewnione, Saro? — pyta, gdy matka ucieka do swoich papierów w drugim pokoju. Nie odpowiadam. Może dlatego, że mi nie wolno, a może dlatego, że sama nie znam odpowiedzi.
x X x
Uczę się wiązać warkocz i mówić w tym obcym języku, ale oni wszyscy mówią inaczej i w końcu sama nie wiem, które słowo zaliczane jest do poprawnych, a które nie. Na pewno "Nie wiem" i "Nie rozumiem" nie mają pozytywnego znaczenia, Pamela radziła, żebym po prostu kiwała głową i mówiła, że jestem z "góry".
Nadal nie wiem, co to oznacza, ale dzisiaj widziałam jak Pamela użyła ładnego nożyka, żeby otworzyć czyjąś klatkę piersiową i wyjąć jego serce otoczone skrzydłami niebieskiego motyla, dlatego raczej nie powinnam używać takiego wyrażenia.
x X x
Pamela znikła, ale nie wiem, gdzie jej szukać, więc siedzę u siebie w pokoju i czekam. Nie mam zresztą wielkiego wyboru, drzwi są zamknięte, klucze ma matka i Pamela (żółte skrzydła zabarwiają się na niebieski odcień), zawsze przychodzą z rana, żeby wziąć mnie na poranne lekcje.
Koło ósmej zaczyna mi burczeć w brzuchu, koło dziesiątej zaczynam pociągać nosem, koło piętnastej zaczynam płakać, udając, że wcale o mnie nie zapomnieli.
x X x
Dzisiaj zrozumiałam, że nie pamiętam już domu.
x X x
Matka mówi, że to dobrze. Mówi, że się dostosowuje. Kiwam głową, a ona odgania mnie ruchem dłoni. Odwracam się w stronę Pameli, która z kolei odwraca wzrok. Na nosie siedzi jej niebieski motyl zabarwiony czerwienią.
x X x
Dzisiaj nikt nie przyszedł, cienie na ścianach stały się coraz dłuższe, a postać z lustra do mnie mrugnęła, zaczęłam krzyczeć.
x X x
Matka mówi, że Pamela postanowiła przenieść się na wyższe piętra, ale w tłumie białych motyli dostrzegam przebłysk żółtych skrzydeł ubabranych czerwoną posoką, jestem w stanie tylko przełknąć głośno ślinę, zamrugać i przytaknąć.
— Tak, mamo — mówię, a ona patrzy na mnie zdziwieniem i już wiem, że nie powinnam więcej używać tego słowa.
Komentarze
Prześlij komentarz